- Z własnej przeszłości odkopałam dużo złego o sobie, ale też znalazłam przyczyny niektórych zachowań. Miały swoje początki w moim dzieciństwie. To wszystko dało mi dużo samoświadomości. Jakkolwiek banalnie to brzmi, chcę być lepszym człowiekiem - mówi w „Wysokich Obcasach” Magdalena Gorzkowska, olimpijka, była lekkoatletka, biegaczka między innymi w sztafecie 4x400 m, uczestniczka zeszłorocznej wyprawy zimowej na K2.
To nieoczywiste konsekwencje próby pierwszego zimowego zdobycia szczytu. Trzeba tu przyznać, że Gorzkowska znalazła się pod niezdobytym zimą szczytem w dramatycznej chwili. Wielka grupa wspinaczy zagięła parol na groźną górę, ostatni niezdobyty o tej porze roku ośmiotysięcznik. Polka – można powiedzieć, amatorka w tym fachu – była bezpośrednim świadkiem śmierci jednego ze wspinaczy, drugi zginął niedaleko od niej, a jeszcze trzej, których poznała w bazie, zmarli w drodze na szczyt. Na koniec doszło do ostrego spięcia z grupą Nepalczyków (którzy ostatecznie zdobyli K2 zimą) o niebezpieczne praktyki utrudniające drogę na szczyt innym.
W tym czasie w Polsce o Gorzkowskiej mówiło się głównie szyderczo, ponieważ uczestniczyła w zimowej wyprawie na szczyt, która niejako prawem dziedziczenia powinna być polska. To Polacy powinni zdobyć zimą K2, bo to Polacy wymyślili zimowy himalaizm i byli najbardziej zdeterminowani, by podjąć ostatnie wielkie wyzwanie w najwyższych górach.
- Wróciłam z tej góry w bardzo złym stanie psychicznym, mimo że nie było tego po mnie widać. Przez miesiąc siedziałam w domu, budziłam się codziennie i nie widziałam sensu w tym, co robię. Wstawałam, siadałam na kanapie i nie mogłam się do niczego zabrać. Ani do pracy, ani do prowadzenia treningów. To był wszechogarniający bezsens. Ta wyprawa wyssała ze mnie sens realizacji mojej pasji – powiedziała Gorzkowska.
W wywiadzie sporo jest o pokonywaniu przeszkód w życiu, nie tylko w górach. Ale o tym być może ktoś jeszcze napisze w innym newsletterze. My trzymajmy się gór.
Jak donoszą nasi dziennikarze w Zakopanem, w Tatry wraca deszcz i chłód. Już w ten weekend skończy się czas bezchmurnego nieba i upałów. Jeszcze dziś w Zakopanem, Dolinie Chochołowskiej i Dolinie Kościeliskiej termometry dobiją do niemal 30 st. C w cieniu. Gorąco będzie także w Morskim Oku (26 st. C) czy Dolinie Pięciu Stawów Polskich (22 st. C). Ale już od soboty (06.08) turyści wybierający się w góry będą musieli zabrać ze sobą cieplejszy strój i peleryny, bowiem opady deszczu zapowiadane są w całych Tatrach. Będzie też chłodniej - w rejonie Morskiego Oka i Dolinie Pięciu Stawów Polskich termometry wskażą 20 st. C, natomiast na Kasprowym Wierchu i Rysach - maksymalnie 13 st. C. Cóż, idealnie na uczestniczenie w 56. Sabałowych Bajaniach lub w 26. Festiwalu Folkloru Góralskiego (obie imprezy zaczęły się dziś). Bo jeśli chodzi o góry, trzeba uważać - nieustająco. Kilka dni temu zginął na miejscu 46-letni Polak wspinający się z partnerką w masywie Gerlacha, najwyższego szczytu Karpat. Wybrali się na Kvetnicovą vežę (2433 m n.p.m.), górującą nad Gerlachowskim Kotłem i Doliną Wielicką, w grani bocznej odchodzącej od Małego Gerlacha. Schodzili eksponowanym terenem bez ubezpieczenia liną. Mężczyzna poślizgnął się i spadł niemal pionową ścianą około 50 metrów. Zginął na miejscu.
Niewiele lepsza pogoda będzie w Beskidach. Ale cóż, i tak na otwarcie nowej, napowietrznej ścieżki przyrodniczo-edukacyjnej (długość ok. 1,3 km), po której turyści będą wędrowali w koronach drzew aż do 33-metrowej wieży widokowej na szczycie, trzeba zaczekać. Widoki - i te na Beskidy, i te na Tatry - będą zapierać dech. Dopiero jednak za półtora roku. Zaczekamy. W końcu ludzie byli w okolicy nawet 15 tysięcy lat temu, mamy wreszcie dowód. Właśnie w Tatrach Bielskich, w Jaskini nad Huczawą, archeolodzy odkryli kilkaset ostrzy broni miotanej, fragment kamiennej lampki, kościane igły i wiele kości upolowanych zwierząt sprzed kilkunastu tysięcy lat. Jaskinia była dla ówczesnych ludzi idealna do zamieszkania. Ma tylko 14 metrów głębokości, zwrócona jest w stronę słońca, co w epoce lodowcowej zapewniało mieszkańcom więcej ciepła. Znajdujące się w jej wnętrzu pionowe szczeliny odprowadzały dym z ogniska. - Narzędzia należą do kultury magdaleńskiej o koneksjach zachodnioeuropejskich - mówi prof. Paweł Valde-Nowak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i podkreśla, że obozowisko miało charakter sezonowy. Czyli jednak cepry. Kolejne prace naukowcy rozpoczną we wrześniu w Dolinie Kościeliskiej, w jednej z Jaskiń Pawlikowskiego. Może znajdą ślady paleolitycznych górali.