To obecnie jeden z najchętniej oglądanych seriali. Nic dziwnego, powstał na podstawie bestsellerowej powieści Michaela Connelly’ego. Ale niezgodnie z tym, co sugeruje tytuł, nie „Prawnika z lincolna”, ale „Ołowianego wyroku” – drugiej części serii o prawniku Mickeyu Hallerze. W popularnym filmie z 2011 r. grał go Matthew McConaughey. Teraz ma twarz Manuela Garcii-Rulfo, który wcale nie wypada tak źle w porównaniu z poprzednikiem, a to już nie lada sztuka.  

Tym, którzy nie czytali Connelly’ego ani nie widzieli filmu z McConaughey’em warto wyjaśnić w czym rzecz. Mickey Haller nie prowadzi kancelarii – swoje usługi świadczy z luksusowego Lincolna Town Car, modelu tak wygodnego, że prześmiewczo nazywa się go kanapą na kołach. Haller to też przyrodni brat innego znanego bohatera powieści – detektywa Hieronymusa "Harry’ego" Boscha, o którym serial oglądać można w Amazon Prime Video. I wielka szkoda, bo gdyby prawa do adaptacji obydwu serii posiadał ten sam nadawca, może bracia spotkaliby się na ekranie. O tym jak wypada serialowy „Prawnik z lincolna” pisze Andrzej Kulasek.  

Ja zaś zapraszam przed ekrany fanów komedii i kryminałów, a zwłaszcza nieoczywistych połączeń obu gatunków. Taki właśnie jest „Barry” – dzieło jednego z najlepszych komików, którzy przewinęli się przez obsadę programu „Saturday Night Live”. Ale nie dajcie się oszukać. „Barry” nie ma w sobie nic z głupkowatych skeczy. To świetnie napisana i zrealizowana opowieść o człowieku, który w życiu dobrze zna się tylko na jednym – zabijaniu. Problem w tym, że dłużej już nie chce tego robić, bo przypadkiem odkrył w sobie powołanie do aktorstwa.  

To już trzecia seria, ale poprzednie nadrobicie szybko, bo odcinki trwają zaledwie 25 minut. Każdy z nich składa się na świetnie skonstruowaną historię pełną zaskoczeń, śmiechu i nerwów, bo grany przez Hadera bohater często wpada w takie tarapaty, że musi dać upust drzemiącemu w nim gniewowi. Może zamiast lekcji aktorstwa przydałaby mu się terapia?