Rok temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) umieściła wypalenie zawodowe na liście swojej Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Jeśli więc odczuwacie w pracy „chroniczny stres, z którym nie możecie sobie poradzić", macie prawo udać się do lekarza.
Imię jej – waszej choroby – to QD85.
Taki kod WHO nadała wypaleniu zawodowemu.
Innym sygnałem świadczącym o tym, że coś z nami jest nie w porządku, są statystyki dotyczące długości życia.
Przyczyny są dwojakie. Z jednej strony taka jest nasza natura – nie wyewoluowaliśmy do tego, żeby uprawiać sport i się nie przejadać, ale żeby oszczędzać (w zapasach tłuszczu) każdą kalorię. A z drugiej, coś jest głęboko nie w porządku z systemem, w którym żyjemy (pozdrawiam wszystkich fanów „Matrixa"!).
Pokazuje to m.in. badanie, którego wyniki właśnie ukazały się w
piśmie „PLOS ONE". Naukowcy z Japonii, Szwajcarii i Austrii przejrzeli blisko dwa miliony tweetów wykonanych przez 200 tys. ludzi w Londynie i San Francisco (przejrzeli je nie sami, ale za pomocą odpowiednio sprofilowanego programu komputerowego).
Na tej podstawie analizują stan psychiczny mieszkańców i gości metropolii, które można uznać za symbole cywilizacji zachodniej.Skupiają się przy tym na dwóch rodzajach uczuć – pozytywnych i negatywnych – i kategoryzują je, biorąc pod uwagę miejsca, z których zostały wysłane poszczególne tweety.
Jak się okazuje, pozytywne doznania użytkownicy Twittera znajdują głównie w kawiarniach, restauracjach i hotelach obu miast. A także
kiedy patrzą na przyrodę. To tam czują się szczęśliwi, zadowoleni i rozluźnieni.
Z kolei kiedy przebywają na dworcach, przystankach autobusowych, mostach czy innych miejscach związanych z komunikacją, czy kiedy robią zakupy, odczuwają przede wszystkim obrzydzenie i złość.
Oczywiście, wyciągam z tego badania te rodzynki, które pasują mi do ciasta.
Ale czynię to dlatego, żeby pokazać, iż przyjemnie czujemy się przede wszystkim poza pracą (i drogą do niej), która zajmuje nam, bagatela, co najmniej jedną trzecią życia.
Publikacja w „PLOS ONE" potwierdza też wyniki wcześniejszych badań na temat tego, jak schrzaniliśmy sobie cywilizację. Mnie szczególnie uderzyło jedno z nich.
Cztery lata temu
uczeni z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii opisali swoje obserwacje Aetów – żyjącej w górach północnych Filipin społeczności, która wciąż w dużej mierze utrzymuje pierwotny styl życia. Jak wykazali naukowcy, ci Aetowie, którzy żyją wyłącznie ze zbieractwa i łowiectwa, pracują 20 godzin tygodniowo. Ci, którzy przeszli na proste rolnictwo – 30 godzin tygodniowo.
Okazało się też, że na aeckiej rewolucji rolniczej straciły głównie kobiety. W społecznościach uprawiających ryż porzuciły one część zajęć domowych na rzecz pracy w polu, tracąc przy okazji połowę czasu wolnego.
Ale i tak my – żyjący w zaawansowanej cywilizacji zachodniej – pracujemy wyraźniej więcej (jednocześnie często złorzecząc na tę pracę), niż obie wspólnoty Aetów.