 |
|
 |
|
|
|
|
|
 |
|
|
|
|
|
Przygotowała Emilia Dłużewska, redaktorka "Książek. Magazynu do Czytania" i działu kultura "Wyborczej" |
|
|
Siedem lat pracy w gazecie nauczyło mnie kilku ważnych prawd. Po pierwsze: napisanie tekstu zawsze zajmie więcej czasu, niż się wydaje. Po drugie: każdy dziennikarz popełnia błędy, ale na ogół nikt wówczas nie ginie. Po trzecie: lepiej nie poznawać osobiście swoich idoli.
Nie, żeby zawsze. Bywają spotkania, które wspomina się z zachwytem. Ale częściej niż byście chcieli wybitni pisarze, reżyserzy czy artyści okazują się stworzeniami aroganckimi, marudnymi, próżnymi, przykrywającymi kompleksy markowaną pewnością siebie i starannie wykreowanym wizerunkiem. Innymi słowy: ludźmi.
Stwierdzenie, że intelekt nie zawsze idzie w parze byciem fajnym człowiekiem jest banalne. Nieczęsto jednak widać to tak wyraźnie jak w sylwetce Susan Sontag Juliusza Kurkiewicza. W jego portrecie słynnej intelektualistki autentyczny talent miesza się z autopromocyjnymi strategiami, intelektualna odwaga z osobistym tchórzostwem, prywatne neurozy z chłodną analizą. Filozofka po elitarnych uczelniach spotyka celebrytkę pozującą Warholowi. Kobieta, która poruszona cudzym cierpieniem dziewięciokrotnie leci do oblężonego Sarajewa, jednocześnie publicznie upokarza swoją ówczesną partnerkę.
Z monumentalnej, nagrodzonej Pulitzerem biografii autorstwa Benjamina Mosera Kurkiewicz wybiera mgnienia, znaczące obrazki. Jak ten o pośpiesznym, nieudanym małżeństwie zawartym przez Sontag w czasie studiów ze starszym od niej o kilkanaście lat wykładowcą: „ona odcina specjalną gilotynką czubek jajka na twardo, on wali w jajko łyżeczką, póki go nie zmiażdży”. Proszę czytać, nawet jeśli biografię Sontag znają państwo na pamięć.
|
|
|
|
|
|
Moser nie jest w swoim krytycznym spojrzeniu na bohatera odosobniony. - Pisząc tę książkę czułem, że jestem blisko niego, i nie zawsze było to sympatyczne uczucie – mówi reporterce „Dużego Formatu” Katarzynie Włodkowskiej Grzegorz Łyś, autor wydanej właśnie biografii słynnego polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego.
Dorastający w PRL-u kojarzą Malinowskiego głównie z nastoletnim rozczarowaniem: pokolenia Polaków z wypiekami sięgały po wydane po raz pierwszy w 1929 r. „Życie seksualne dzikich”, by po kilkuset stronach zorientować się, że zamiast wyczekiwanych „momentów” czytają naukową rozprawę. Nie wszyscy wiedzą, że jego badania kultury Trobriandczyków – prowadzone na miejscu, a nie, jak się wówczas robiło, zza biurka – zrewolucjonizowały antropologię.
Sęk w tym, że bezpośredni kontakt z przedstawicielami innych kultur niekoniecznie Malinowskiego ubogacał. Widać to zwłaszcza w jego prywatnych zapiskach. - Początkowo nazywa wyspiarzy krajowcami albo dzikimi, a pod koniec i w listach do narzeczonej pisze bez żenady o „czarnuchach" lub „nigrach". Jakby z czasem zaczęli go denerwować – opowiada Łyś.
Uprzedzenia, depresja, koniunkturalizm, na wpół symbiotyczny związek z matką i chłodne stosunki z ojcem, naładowana, niejednoznaczna relacja z Witkacym – historia Malinowskiego podobnie jak Sontag pokazuje, jak wielki wpływ na dorobek ludzkości mają osobiste doświadczenia twórców.
|
|
|
|
|
|
Miłosne życie naszego stulecia jest jeszcze smutniejsze niż turystyka – mógłby to skwitować Marek Šindelka, autor zbioru opowiadań „Mapa Anny”. Wypiski z Šindelki i innych czeskich pisarzy zebrał w najnowszych „Książkach” Mariusz Szczygieł. Nasi południowi sąsiedzi będą gościem honorowym rozpoczynających się w tym tygodniu Warszawskich Targów Książki. A Szczygieł, miłośnik i znawca Czech z tej okazji dowodzi, że czeska literatura to znacznie więcej niż poetycko-piwne mądrości, których oczekują po niej Polacy.
Ostatecznie i tak najważniejsze jest to, co zostanie nam w głowach. Nie od dziś wiadomo, że każdy czyta książkę nieco inaczej, a pamięć czytelnika lubi płatać figle. Z upływem czasu fabuły zlewają się i plączą, imiona mylą, wątki znikają – a niekiedy nasza wyobraźnia dodaje co nieco od siebie. Miewa to dobre strony.
„Miałem chyba osiem lat, kiedy Irena Kwiatkowska czytała w radiu – jeszcze nie było telewizji – książkę Wandy Borudzkiej >>Dorota i jej towarzysze<<. Była to opowieść o samotnej dziewczynce, która zgubiła mamę i wędrowała przez powojenną Polskę, aż trafiła do przyjaznej komórki wychowania dzieci, sierot, bezdomnych, takich jak ona.
Kiedy wspominam tę książkę, wiem, że bardzo mi się spodobała. Zapamiętałem samotną dziewczynkę, która nagle trafiła do dobrych ludzi. Kiedy wziąłem ją niedawno do ręki, po 65 latach, dostrzegłem, że oprócz tego są w niej dobry działacz ZMP i inne propagandowe bzdury. Ale to, co we mnie zostało, to przesłanie, że ludzie powinni być dobrzy, a nie agitka” – wspomina na naszych łamach reżyser, dramaturg i pisarz Maciej Wojtyszko. Juror konkursu Literacka Podróż Hestii na najlepszą książkę dla dzieci opowiada o swoich dziecięcych fascynacjach. Miłego czytania!
|
|
|
|
|
 |
|
|
|
|
|
|
|
Podziel się tym newsletterem ze swoimi znajomymi.
Podoba Ci się ten newsletter? Możesz zapisać się na wiele innych. Do wyboru m.in. Optymistyczny Michała Nogasia, zwierzęcy, opiniowy czy zdrowotny. Wybierz i trzymaj rękę na pulsie! Zapisz się >>
|
|
|
|
|
|
Newsletter wysłany na zamówienie użytkownika przez Agorę Spółkę Akcyjną z siedzibą w Warszawie, 00-732 Warszawa, ul. Czerska 8/10, wpisaną do rejestru przedsiębiorców prowadzonego przez Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy, Wydział XIII Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS 59944, kapitał zakładowy w wysokości: 46.580.831.00 zł, wpłacony w całości, NIP 526-030-56-44, adres serwisu korporacyjnego www.agora.pl. Wszelkie zapytania i uwagi dotyczące Newslettera proszę kierować pod adres: pomoc@wyborcza.pl. W celu rezygnacji z newslettera, użyj tego linka |
|
|
|