„Chcę skosztować twojego kutasa” - powtarza do siebie w ramach ćwiczeń „na sucho” Natalia, bohaterka serialu „Sexify”, gdy dowiaduje się, że mężczyzn podnieca dirty talk.
Próbowaliście Państwo? I jak wrażenia - hot or not?
Określenie „dirty talk” w tłumaczeniu, dość kiepskim zresztą, oznacza „świntuszenie”. Najprościej rzecz ujmując, to używanie sprośnych lub - jak kto woli - niegrzecznych słów i zwrotów w celu podniecenia partnera/ki w trakcie seksu lub przed nim.
Z badań Justina J. Lehmillera z amerykańskiego Instytutu Kinseya wynika, że fantazjuje o tym aż 90 proc. mężczyzn (43 proc. często) i 93 proc. kobiet (56 proc. często).
Dlaczego? Dirty talk pobudza erotyczne obszary naszego mózgu: podwzgórze i ciało migdałowate, krew zaczyna szybciej krążyć nam w żyłach, atmosfera staje się bardziej frywolna, a my bardziej podekscytowani i podnieceni. Krótko mówiąc, dodaje pikanterii naszemu życiu łóżkowemu.
Ale reguła „one size fits all” w tym przypadku niekoniecznie się sprawdza, więc pamiętajmy, że świntuszenie nie działa na każdego. Zanim spróbujemy, upewnijmy się, że nie tylko my mamy na nie ochotę, ale również nasz partner/ka. Zastanówmy się, czy ich tym nie zawstydzimy, nie urazimy albo czy ich to po prostu nie odrzuca. Granice podniecenia u każdego są inne.
W serialu „Sex Education” męki piekielne przeżywa poczciwy nauczyciel Colin, gdy jego dziewczyna Emily zmusza go, by mówił do niej brzydko i nazwał ją sprośną suką. Ale mimo starań nie przechodzi mu to przez gardło i pierwsze podejście kończy się porażką. Do drugiego zestresowany Colin solidnie się przygotowuje i w trakcie seksu korzysta ze ściągi napisanej na ręce. „Zrobię ci coś megasprośnego - zaczyna całkiem obiecująco. - Będziesz tak mokra, jakby odeszły ci wody płodowe. Tak cię zmasakruję, że spóźnisz się do pracy, wyleją cię, a twoje życie legnie w gruzach”. Tak, że tak…
Nic na siłę. Specjaliści twierdzą, że świntuszenie nie wychodzi, gdy posługujemy się nienaturalnym dla siebie językiem. I niekoniecznie chodzi tu o język obcy, choć skoro o nim mowa, przypomina mi się historia koleżanki, która świntuszyć uwielbiała. Będąc na wakacjach w Londynie, trafiła na partnera z podobnymi preferencjami. Problem polegał na tym, że chociaż po angielsku mówiła bardzo dobrze, terminologią dirty talku w języku Szekspira nie operowała. Dosłowne tłumaczenie zwrotów z języka polskiego skończyło się tak kompulsywnym atakiem śmiechu partnera, że powrót do seksu zajął im godzinę.
Ale nie na ten przypadek chciałam zwrócić Państwa uwagę.
Nie używajmy zasłyszanych fraz z filmów pornograficznych, nie rzucajmy potokiem wulgaryzmów i nie korzystajmy z internetowych poradników 100 najlepszych tekstów do świntuszenia, takich jak: „chcę być twoją dziwką” czy „lubię, jak bierzesz mnie siłą”, jeśli tego nie czujemy lub nie mamy ochoty na bycie braną/ym siłą.
Warto eksperymentować i przekraczać granice własnego komfortu, lecz nie w sposób, który dla nas samych jest inwazyjny. Bo przecież w seksie nie o stres chodzi.
Możemy zacząć od małych kroków - od mówienia tego, co czujemy w danej chwili, np. „uwielbiam, gdy całujesz mnie po całym ciele”, „szalenie kręci mnie twój zapach”, albo tego, co zamierzamy zrobić, np. „będę się z tobą ostro kochać całą noc”.
Oswajanie się z mówieniem o seksie i własnych potrzebach pomaga nam sprawniej i skuteczniej te potrzeby realizować. A to całkiem dobry początek do kolejnego etapu - dzikich namiętności.
Opcji mamy wiele: udział w warsztatach organizowanych m.in. przez Natalię Grubiznę, edukatorkę erotyczną prowadzącą instagramowy profil Proseksualna. „'Talk dirty to me' to dwugodzinne spotkanie, w trakcie którego przekonasz się, że dirty talk niejedno ma imię, poznasz, jakie wyrażenia i klimaty na ciebie działają, oraz otrzymasz listę gotowych fraz, które przydadzą ci się w dalszych przygodach ze świntuszeniem” - zachwala organizatorka.
A jeśli warsztaty to za dużo, możemy zrobić listę kilku seksualnych słów, które nas podniecają, i wypowiadać je, z pewnością, na głos. To mogą być nazwy części ciała, czynności lub pozycji.
Możemy również skorzystać z aplikacji LOVA z audioerotykami. Słuchając opowiadań erotycznych, oswajamy się w bezpiecznej dla siebie przestrzeni, w której łatwiej eksperymentować z nieznanymi dotąd własnymi emocjami.
Ale wszystko pod warunkiem, że macie Państwo taką potrzebę. Seks w ciszy może być równie przyjemny i namiętny. Co kto lubi.
Tym z Państwa, którzy jednak mają ochotę na dirty talk, a na drodze do szczęścia stoi Wam jedynie brak śmiałości lub obyczajowe poczucie wstydu, serdecznie polecam lekturę klasyki. „Chwasty polskie” to zbiór najbardziej pikantnych erotyków napisanych przez kilkunastu polskich poetów, m.in. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Jana Kochanowskiego, Mikołaja Reja, Juliana Tuwima. Przy ich twórczości wszystkie podane powyżej przykłady dirty talku są jak bajeczka dla dzieci.
Podobnie jest ze „Sztuką obłapiania”, w której Aleksander Fredro radzi, w jaki sposób najlepiej rozdziewiczyć kobietę, i przestrzega, jak unikać chorób wenerycznych.
To naprawdę ośmiela. Bo skoro arcymistrzom wypadało mówić „takim” językiem, to nam tym bardziej. A na dowód, że nie jestem gołosłowna, i trochę dla inspiracji załączam Państwu próbki i życzę przyjemnego wieczoru.
„Jeb, Młodzieńcze, jeb, lecz miej zwyczaj drogi
Ze świecą kurwie patrzeć między nogi.
Soki z cytryny zapuść jej do piczy,
Pewnie ma francę, jeżeli zasyczy”.
„Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu”.