Gdy wszyscy skupieni są na ratowaniu ludzi, życie zwierząt schodzi na drugi plan. Ale i one zostały ciężko dotknięte przez rekordowe mrozy i śnieżne burze, które dosięgły Teksasu.
Takiej zimy w tym gorącym, południowym stanie jeszcze nie było. Temperatura miejscami sięgała nawet - 22 C. To nawet w Polsce nie zdarza się często, a w stanie który kompletnie nie jest przygotowany na chłody, to prawdziwa katastrofa. O dramacie ludzi sporo już państwo zapewne przeczytali. Dramat przeżywają też zwierzęta.
Świat obiegły zdjęcia z centrum konferencyjnego w miasteczku South Padre Island nad Zatoką Meksykańską, gdzie zebrano tysiące morskich żółwi. Organizacja Sea Turtle Inc. od lat zajmuje się pomaganiem tym zwierzętom. Dotychczas ratowali z opresji kilkadziesiąt osobników rocznie. To oni m.in., stworzyli protezę dla żółwicy Allison, która straciła płetwę po ataku drapieżnika i zanim dostała sztuczną, mogła pływać tylko w kółko.
Teraz skala pomocy jest o wiele, wiele większa. W Walentynki organizacja poinformowała na Facebooku o pierwszej setce żółwi, która trafiła pod jej opiekę i zaapelowała do mieszkańców o czujność i zgłaszanie kolejnych przypadków. Takiego odzewu jednak się nie spodziewali. Mieszkańcy miasteczka masowo zaczęli wyławiać żółwie dryfujące po zatoce i zwozić je do Sea Turtle Inc. Co kwadrans pod centrum konferencyjne przyjeżdżały pickupy całe wypełnione żółwiami. W sumie wyłowiono około 3500 żółwi.
Zwierzęta przy niskiej temperaturze zapadają w stan przypominający letarg. Nie są w stanie jeść, poruszać się, w skrajnych przypadkach nawet trzymać głowy nad wodą, żeby oddychać. Niestety, mimo masowej pomocy, nie wszystkie da się uratować. Żółwie dochodzą do siebie i wygrzewają się pod dachem, ale nie jest pewne czy poradzą sobie po powrocie do Zatoki Meksykańskiej, Opiekunowie obawiają się, że ten krótki przecież atak zimy, może mieć wpływ na spadek liczebności całej populacji.
Zima dotknęła też tragicznie zwierzęta trzymane w Teksasie w ogrodach zoologicznych. W jednym z nich, w pobliżu San Antonio, gdy zaczęła się śnieżyca, pracownicy zaczęli ewakuować 32 szympansy, lemury, pawiany, makaki i wiele mniejszych małp do jedynego ogrzewanego pomieszczenia. Nie wszystkie jednak chciały się stłoczyć w ciasnym pawilonie. Dwunastu małp nie udało się uratować, zginął m.in. wiekowy już szympans o imieniu Violet, a także sporo egzotycznych ptaków nieprzystosowanych do takich temperatur.
Śnieżyca i mrozy odbiją się także na pogłowiu bydła, z którego słynie Teksas. Szacuje się, że w stanie żyje około 13 milionów krów. Najczęściej w stadach trzymanych pod gołym niebem, jeśli z dachem nad głową to na pewno bez ogrzewania. Po ataku ziemi wielu farmerów nie miało nawet jak napoić swoich krów, bo stawy z których czerpali wodę pozamarzały. Do pracy nie dawały się także traktory nieprzygotowane na mrozy. Na razie z pierwszych doniesień wiadomo, że w takich warunkach padały głównie młode, dopiero co urodzone cielaki, a także drób.
Niektórzy farmerzy próbowali ratować zwierzęta… zabierając je do swoich mieszkań. Internet obiegają zdjęcia cielaków wygrzewających się na dywanie przy kominku czy kaczek i kurczaków w wannach. Ogrody zoologiczne też ratowały się jak mogły. Ten w San Antonio wpuścił flamingi do restauracji, a krokodyla przeniósł do pomieszczeń dla widzów.
Nie wszystkich da się jednak uratować. Organizacje pomagające zwierzętom wciąż znajdują psy zostawione przez właściciel na mrozie, które nie miały nawet co pić, bo woda w miskach zamarzła. Za to do ośrodków rehabilitacji trafiają pierwsze ptaki wędrowne, które śnieżyca złapała w trasie.
|