| Zbliżamy się do 400. dnia wojny w Ukrainie, który przypadnie w przyszłym tygodniu. Niemal 400 dni temu w mrocznym, dramatycznym czasie śledziliśmy wstrząśnięci, jak rosyjskie oddziały wdzierają się w głąb terytorium Ukrainy, by opanować Kijów i zainstalować tam swój marionetkowy rząd.
Ukraina nadal cierpi, ale nastroje są inne, bo dzięki duchowi walki i wsparciu od zjednoczonego Zachodu udało jej się odeprzeć natarcie na stolicę, a następnie rozpocząć kontrofensywy. Kolejna spodziewana jest tej wiosny.
Unia Europejska w poniedziałek uzgodniła plan dostarczenia Ukraińcom miliona pocisków artyleryjskich, co szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba nazwał gamechangerem. Choć zachodnia opinia publiczna skupia się na coraz to nowych dyskusjach - o bayraktarach, HIMARS-ach, obronie powietrznej, czołgach, pociskach dalekiego zasięgu, samolotach - to jest to wojna przede wszystkim artyleryjska, tak tradycyjna, na ile możliwe to w XXI wieku.
Rosja liczy z kolei na wsparcie Chin. W Moskwie drugi dzień toczą się rozmowy Władimira Putina z goszczącym u niego chińskim przywódcą Xi Jinpingiem. Wszystko to wróży, że wojna raczej prędko się nie skończy.
A skoro tak, to w obliczu rosyjskiej propagandy, chińskiego "planu pokojowego", niezdecydowania części globalnego Południa i nieśmiałych głosów w niektórych europejskich stolicach, by szukać innych rozwiązań niż zdecydowane wsparcie sprzętowe dla Kijowa, warto pamiętać o tym, co mówił podczas przemówienia w Warszawie tuż przed rocznicą wojny Joe Biden: - Jeśli Rosja zaprzestanie inwazji, wojna się skończy. Jeśli Ukraina przestanie się bronić - przestanie istnieć.
| | | |
|