Niedawno na jednym z towarzyskich spotkań miałam możliwość porozmawiać z lekarką weterynarii. Opowiadała mi z pasją o swoim zawodzie, ale w jej historiach wielokrotnie można było odczuć gorycz i rozczarowanie tym, jak realnie wygląda praca weterynarza. - Często od opiekunów zwierząt podczas płacenia słyszę "Aż tyle, za co, przecież Pani nawet nie jest prawdziwym lekarzem" - skarżyła się.
Weryfikacja marzeń
W reportażu Anny Kiedrzynek o weterynarzach, opublikowanym w "Wyborczej", który zdobył II nagrodę European Press Prize w kategorii The Distinguished Reporting, jeden z bohaterów opowiadał:
- Nie ma tygodnia, żebym nie został zwyzywany od konowałów i morderców. Człowiek niby się uodparnia na takie rzeczy, ale gdy ktoś krzyczy na odchodne: "Spalimy wam tę budę!", to skóra trochę cierpnie.
Weterynarze to więc zawód pełen emocjonalnych, ale i merytorycznych wyzwań. Zaczyna się od studiów.
Weterynaria to jeden z najtrudniejszych i najbardziej wymagających kierunków.
Przed pierwszym dużym kolokwium trzeba opanować układy anatomiczne kilku gatunków: od świni i krowy przez konia, owcę aż do psa i kota. Wymagane są nazwy kości po polsku i po łacinie. A to dopiero początek. Rozpoczęcie pracy często burzy obraz zawodu zbudowany na studiach.
Gareth Steel, weterynarz z Wielkiej Brytanii z 20-letnim stażem, w swojej nowej książce "Weterynarz na dyżurze" tak opisuje swoje początki pracy: "Wyekwipowany w entuzjazm i wiedzę świeżo upieczonego absolwenta, byłem zdeterminowany, aby uchronić od zagłady zarówno siebie, jak i moich pacjentów. Jak wielu ludzi rozpoczynających ścieżkę zawodową byłem pełen wiary we własne siły, a jednocześnie wątpiłem w swoje umiejętności. Proporcje zmieniały się dosłownie z minuty na minutę".
Jego książka to dziennik opisujący najciekawsze przypadki z jego kariery, ale jednocześnie bardzo dobry obraz tego, jak naprawdę wygląda zawód weterynarza. Problemy, z jakimi się spotyka łudząco przypominają te, które możemy znaleźć w książkach specjalistów leczących ludzi jak np. w znanym pamiętniku Adama Kay'a "Będzie bolało". Gareth Steel opowiada o trzydniowych dyżurach, podczas których spał godzinę, skarży się na brak czasu na pasje i spotkania z przyjaciółmi, pracę w wielu miejscach jednocześnie, ciągłe zmęczenie, spadki nastroju wywołane komplikacjami podczas zabiegów lub komunikacją z opiekunami zwierząt... Pacjenci niejednokrotnie są też więksi niż człowiek, więc można w pamiętniku znaleźć wiele opisów obrażeń, których autor doświadczył podczas leczenia.
"W ciągu przeciętnej kariery zawodowej weterynarz zajmujący się końmi może spodziewać się średnio siedmiu lub ośmiu kontuzji. Jedna trzecia z nich będzie wymagała przyjęcia do szpitala, a u około dziesięciu procent spowoduje utratę przytomności. Bycie weterynarzem koni jest w Wielkiej Brytanii jednym z najniebezpieczniejszych zawodów w okresie pokoju." - pisze w jednym z rozdziałów.
Zawsze głową w lecznicyW reportażu Anna Kiedrzynek podkreśla, że weterynarze to też grupa zawodowa mające wysokie ryzyko chorób psychicznych. W styczniu 2019 r. amerykańskie CDC (Centers for Disease Control and Prevention) opublikowało badanie na temat wskaźników śmiertelności wśród weterynarzy w USA. Prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa przez lekarzy płci męskiej jest ponad dwa razy większe niż w populacji ogólnej; dla lekarek weterynarii ten współczynnik wynosi aż 3,5.
Z badań wynikało również, że najbardziej narażeni na śmierć samobójczą są weterynarze specjalizujący się w leczeniu zwierząt domowych.
- Choćbym nie wiem jak bronił się przed pracą, i tak siedzę w niej głową. Często rozmyślam, czy zwierzę żyje, jak się czuje. Czy lek pomógł. Czy zabieg się udał. Nie zawsze znam jego dalsze losy. To obciąża psychicznie. W naszym zawodzie jest podobno sporo samobójstw - mówił "Wyborczej" Mateusz Zawisza, weterynarz z Tarnowa .
Naukowcy próbują wyjaśnić te statystyki, powołując się na trudne warunki pracy weterynarzy: przepracowanie, brak równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, rosnące wymagania klientów, a także konieczność wykonywania eutanazji.
Poza tym badania pokazują też, że studia weterynaryjne przyciągają ludzi o określonym typie osobowości: sumiennych, empatycznych perfekcjonistów.
Dziewczyna, z którą rozmawiałam na spotkaniu też się do nich zalicza. Tym trudniej pogodzić się jej ze słowami płynącymi od klientów. Skąd bierze się pogląd, że weterynarze nie są lekarzami? To najprawdopodobniej wina jeszcze innego przekonania człowieka - nie uważamy się za zwierzęta choć nimi bezdyskusyjnie jesteśmy. Świat zdominowało zwierzę, które nie uważa się za zwierzę. I z tego bierze się dużo naszych obecnych kłopotów.