To była spokojna, słoneczna niedziela. Idealna na spacer. Ale też dobra, żeby posiedzieć na ławce i porozmawiać. Dwie mieszkanki Parczewa usiadły vis a vis “dębusia”- tak pieszczotliwie określają dąb czerwony, który rośnie obok bloku przy ul. Spółdzielczej. Jedna z nich na drzewie zobaczyła wizerunek Jezusa (albo Matki Boskiej, co do tego trwają spory), druga potwierdziła. I się zaczęło. Modlitwy. Śpiewy. Litanie. Różaniec.
Przed “święty” dąb zaczęły ciągnąć całe pielgrzymki. Na parkingu obok bloku stanęły samochody z rejestracjami z całego województwa lubelskiego. Ja też pojechałem do Parczewa, żeby zobaczyć cud na własne oczy. Chciałem się przekonać, co takiego na drzewie widzą mieszkańcy.
W deszczowy i zimny majowy czwartek przed dębem razem z fotoreporterem Jakubem Orzechowskim spędziliśmy kilka godzin. Rozmawialiśmy z ludźmi, słuchaliśmy ich. Nie ocenialiśmy. Jedni przystawali przed “dębusiem” tylko na chwilę, inni siedzieli po kilka godzin. Każdy miał gotową odpowiedź na to, co się wydarzyło. Zdecydowana większość była przekonana, że mamy do czynienia z "prawdziwym cudem".
A może to tylko ich wyobraźnia? Czy faktycznie wydarzyło się tu coś nadprzyrodzonego? Dlaczego Jezus miałby wybrać właśnie Parczew? I co miałoby oznaczać to objawienie?
Odpowiedź znajdziecie Państwo w reportażu.
Zachęcam do lektury z jeszcze jednego względu. Historia z Parczewa będzie miała z pewnością interesujący ciąg dalszy. W sieci można już kupić liście ze "świętego drzewa". "Dębuś" zaczyna obrastać kwiatami, świecami, tasiemkami i świętymi obrazkami. Modły trwają.